-
Najlepiej każdy za siebie. Czasem ten, kto zaprosił resztę towarzystwa. Czy panie płacą za siebie? Tak. Bo niezależność jest jedną z najcenniejszych rzeczy w świecie. Czy pani może płacić za pana? Tak. Wprawdzie panowie tego raczej nie lubią, ale jeśli pani chce się zrewanżować i obstaje przy swoim uparcie, pan powinien jej ustąpić. Naturalnie, ńa ogół nie warto robić w tych wypadkach wielkich ceregieli. Postawienie komuś małej kawy nie obciąży zbytnio nawet skromnego budżetu. Gorzej, gdy rachunek jest słony lub gdy kawy, choćby małe, powtarzają się codziennie. Wtedy już przyzwoitość nakazuje nie obarczać tym wydatkiem jednej osoby, nawet najbardziej… zakochanej. Kobiety dzisiaj zarabiają tak samo, a nieraz więcej niż mężczyźni, więc naciąganie płci brzydkiej jest niekoleżeńskie; ponadto trąci staroświecczyzną. Dla uniknięcia wszelkich nieporozumień powinniśmy sprawę postawić jasno przed wejściem do lokalu. Mówimy na przykład: „Pamiętajcie — każdy płaci za siebie”; lub: „Chętnie idę do kawiarni, lecz dzisiaj ja funduję”; „Tylko nie róbcie mi kłopotu, płacę za siebie.” Potem trzeba już być konsekwentnym; nie sprzeczać się przy stoliku czy, broń Boże, przy kelnerze, ale wyjąć pieniądze i płacić. Można też wstać od stolika i dyskretnie uregulować rachunek. Gdy zdarzy się, że nas ktoś zaprosi na wystawniejszą kolację lub dansing i pokryje całą należność, nie chcąc za żadne skarby przyjąć przypadającej na nas kwoty, to zawsze jeszcze mamy możliwość rewanżu — na przykład ofiarowując książkę, o której marzył, albo jakiś niełatwy do nabycia a pożądany drobiazg; wreszcie zaprosić do domu i zadać sobie trud przygotowania takich potraw, jakie najbardziej lubi. Jeśli kobieta pozwala, by płacił za nią obcy mężczyzna (np. tańczący z nią na dansingu), nie wystawia sobie dobrego świadectwa.
KTO PŁACI?
